
Dzienniki Petersburskie
Na początku marca 2011 na zaproszenie grupy Teatr – Studio M-Art odbyliśmy wyprawę artystyczną do Petersburga. Nasze Studio Teatralne zaprezentowało przed rosyjską widownią spektakl Roberto Zucco. Oto fragmenty dzienników dwójki aktorów:
Piątek : Petersburg po godzinach….
Lubię nocą chodzić miastem, miasto nocą jest ciekawsze… światła latarń i neonów blask na dachach. Miasto z założenia, zagadkowe i jeszcze nie poznane, nocą nabiera „niebieskiej” poświaty. Było w nim coś szczecińskiego, pierwiastek Warszawy, dekadencja Krakowa. Mimo ogromu aglomeracji wyczuwalny był spokój miast średnich. Petersburg - Wenecja Północy… nigdy nie byłam w Wenecji, a ponoć każdy ją kiedyś odwiedził. Zderzenia kultur nie poczułam, choć bardzo czekałam. Jednak pięknych spotkań i „zderzeń” międzyludzkich nie zabrakło… Rosja brzmi szumnie. A jednak nie epatuje już rosyjskością Dostojewskiego…
Tak, bardzo byliśmy zmęczeni… (30 godzin podróży autokarem Warszawa – Ryga – Petersburg)
/Monika/
Sobota : Kunstkamera – Muzeum Osobliwości i Trening Aktorski
W trakcie zwiedzania miasta z przewodnikiem trafiliśmy do osobliwego muzeum. Zdarza się nam w sieci przeczytać news o bliźniakach syjamskich, innych patologiach. W Kunstkamerze mamy kilka sporych sal wypełnionych spreparowanymi przykładami najróżniejszych anomalii ze świata ludzi i zwierząt. Z wyobraźnią eksponaty – jeśli można Je tak nazwać – nie mogą konkurować, ale warto pamiętać, że oglądamy świat rzeczywisty, a nie wymyślony.
Wrażenie grobowe. Aura cierpienia, jaka musiała dotknąć ludzi powiązanych z tymi zjawiskami jest mocno wyczuwalna. Gęsto i zimno. Trudno zmieścić to w sobie. Nie tylko w sercu, w umyśle także. Jak wielki musiał być ból i niezrozumienie matki wydającej dziecko na świat bez kończyn, za to z dwiema głowami i dwiema klatkami piersiowymi, zwłaszcza 200 lat temu. Nie śmiem się zastanawiać, milczę.
/Filip/
Wieczorem wspólnie z rosyjską teatralną grupą Studio M-art pracowaliśmy nad treningiem aktorskim i tanecznym. Myślę, że podobne drzemią w nas pasje…
Przełamywaliśmy granice ciała, słowa, gestu. Może czasami nawet pewnego rodzaju intymności, bo lekko wibrujące w głosie wzruszenie można było poczuć niejednokrotnie.
Okazuje się, że uruchomienie empatii, wyostrzenie zmysłu obserwacji, otwarcie na drugiego człowieka czy bezpretensjonalne, czyste spojrzenie łamie konwenanse i bariery nie tylko językowe… Bo teatr to człowiek…
/Monika/
Stanęliśmy naprzeciw siebie w parach, odmienna narodowość, odmienna płeć, inna kultura – ludzie, których widzieliśmy pierwszy raz w życiu. Przyglądamy się sobie kilka minut w milczeniu. Porozumiewając się jedynie spojrzeniem wybieramy w parze prowadzącego. Na sygnał zamykamy oczy i zgodnie z instrukcjami wyobrażamy sobie partnera w różnych sytuacjach życiowych – radosnych, smutnych, nijakich.
Dostajemy zadanie, by wzbudzić w sobie jak najwięcej ciepła dla osoby stojącej naprzeciw nas i te emocje przełożyć na dotyk. Chwilę później, zupełnie fascynująco było zobaczyć, jak jeden dotyk zbudził radosny uśmiech osoby, o której niby nic nie wiedzieliśmy. A jednak…
/Filip/
Niedziela : Ermitaż i Mały Dramatyczny Teatr
Każde imperium, niezależnie od czasów, mniej lub bardziej legalnie, lubi przywieźć sobie stąd czy stamtąd coś ciekawego. W Ermitażu zgromadzono pokaźne zbiory malarstwa francuskiego z końca XIX i początku XX. Tego, które – co może niespecjalnie oryginalne – bardzo lubię. Nie to jednak urzekło mnie najbardziej. August Rodin, władca brył. Jego trzy rzeźby par splecionych w różnych stadiach miłosnego uniesienia wzbudziły we mnie zachwyt. To doznanie pozostanie we mnie na długo. Podobno sekret piękna tkwi w proporcjach. Rodin, na moją miarę, ważył wszystko doskonale.
/Filip/
Brawo Lew Dodin! Brawo…!
Tematyka spektaklu „Cziewengur”, który zobaczyliśmy, wzmagała potrzebę ciszy ( w moim poczuciu wrażliwości na teatr ). Dodin dotyka publiczność obrazem, słowem. Aktorzy, przekraczając tak nienamacalną granicę pomiędzy samym sobą a tworzoną postacią, nawiązywali bardzo intymny kontakt z widzem. Tylko ta woda… taka niepokojąca… Znów zatarły się różnice, ustępując miejsca poczuciu estetyki, wrażliwości.
/Monika/
Koncepcja Katharsis, jako celu dzieła sztuki bardzo mi odpowiada. Po kontakcie z inspirującym dziełem można godzinami rozmawiać. Po kontakcie z dziełem kompletnym, doskonałym nie trzeba już nic mówić. Pozostaje jakiś fascynujący, wewnętrzny spokój i rytm nieświadomego ciągu myśli. Dodin w swoim Czewengurze wg. Płatonowa osiągnął ogromną siłę przekazu. Twórcze rozwiązania scenograficzne, zatracenie tożsamości w odgrywanych postaciach i przejmujący sens sztuki mimo bariery językowej biły po nerkach. No i ta widownia. Kultura teatru w tym mieście jest długa i zdaje się bardzo, bardzo szeroka. Oni tym żyją, to czuć, ale też doskonale słychać w trakcie piętnastominutowych owacji.
/Filip/
Poniedziałek : „Deszczowy” poniedziałek…
Dziś bardziej niż kiedykolwiek, musieliśmy być grupą, mimo zmęczenia, niedostatku snu. „Teatr Deszczu” zaprosił nas do swojego wnętrza… tym razem to my tworzyliśmy. Próby generalne były bardzo trudne. Nowa przestrzeń przyniosła więcej niepewności niż się spodziewaliśmy. Pojawiła się jednak nowa energia, nowe cele, większe emocje…
Mieliśmy świadomość, że słowo samo w sobie nie odda napięcia, i przesłania naszej sztuki.
Ale może dzięki temu pojawiła się nowa jakość, może każdy w swoim wewnętrznym poczuciu choć odrobinę „przeszedł samego siebie”, przekroczył granicę na drodze do scenicznej prawdy, czy poznał nowe możliwości w kreowaniu postaci?
W późniejszej dyskusji okazywało się, że publiczność była jak membrana… czuła na najmniejszy niuans i pierwiastek emocji.
Chcemy wierzyć, że choć na chwilę coś się zmieniło przynajmniej w jednym człowieku. Inaczej nasza praca nie miałaby sensu…
Czuliśmy również, że jest to dla nas i dla Studia wielki krok na przód – teatr publiczny w Petersburgu. To piękne doświadczenie. Kolejna szansa, by realizować marzenie, jakim jest tworzenie teatru. Nowy apetyt na więcej !
/Monika/
Mniejsza o spektakl. Widownia wywołała nas do odpowiedzi zaraz po nim. Blisko godzinę pytali o różne detale, interpretacje, oceny postaci, przewidywania dalszych losów bohaterów, niekiedy tłumaczenie tekstu. Mieliśmy takie momenty, że potrzebowaliśmy chwili namysłu, by odpowiedzieć z sensem. Tego typu sesja pytań trafia się w teatrze rzadko. Uświadomiła mi, że na wszystkie możliwe wypada znać spójną odpowiedź przed wyjściem na próbę, nie wspominając już o scenie.
/Filip/
Wtorek : „Banya im na…”
Bania to taka ruska sauna, w której witkami bije się nawzajem po ciele, by poprawić krążenie. Kiedy do knajpki dla miejscowych wpada czterech zagubionych studentów zaczyna się zabawa. Po miłej pogawędce okraszonej lokalnymi specjałami językowymi chłopaki postanowili nam pokazać, że temperatura najwyższa może być jeszcze wyższa, i że naprawdę rozgrzanego Rosjanina nie schłodzi nawet kilkuminutowa kąpiel w lodowatej wodzie. Ja zbyt ambitny nie jestem, w gorącym nie siedziałem do utraty świadomości, a do lodówki w ogóle się nie pchałem. Może za to w drodze powrotnej nie smarkałem, jak większość. Zabawa była przednia, fajnie czasem przenieść się w czas dziecinady.
/Filip/
To był poranek zwycięzców…
Bania pomogła zregenerować nadwątlone siły. Uczestnictwo w obserwacji pięknych rytuałów kobiecych, w pewnym sensie odkryło rąbek folkloru i kulturowości Rosjan, których tak bardzo mi brakowało. Kto był, ten wie, że jest to doświadczenie dalekie od przebywania w wielkomiejskim SPA… dalekie, ale jednak bardzo pociągające i ukazujące specyficzny klimat tego miejsca.
Teraz jeszcze tylko 30 godzin zapomnienia, i znów Warszawa…
/Monika/
Autor: Monika Szymczyk i Filip Pietkiewicz - Bednarek
www.studioteatralne.pl
Projekt „Polsko – Rosyjskie Spotkania Młodego Teatru” przy wsparciu DK Dorożkarni.